Edradour Chardonnay
Edradour urzeka. Przydomek najmniejszej i chyba najbardziej „kraftowej” destylarni odbił się na niej takim piętnem, że każdy chciałby ją zwiedzić i poczuć ducha prawdziwego rzemiosła. I choć dzisiaj, na pewno znalazłoby się kilka zakładów, które z powodzeniem mogłyby rywalizować z Edradour’em o miano tej najmniejszej i najbardziej rękodzielniczej, to jednak ona nadal będzie się kojarzyć z czasami, gdzie pod alembikiem płonął żywy ogień, a szczytem techniki było koło wodne.
Stodoła, a w niej destylarnia, która powstała w 1825 roku w miejscowości Pitlochry początkowo nie zarejestrowała swej działalności. Dopiero po 12 latach pędzenia „na czarno” zdecydowano się uregulować rachunki z fiskusem. Przez wiele długich lat nie ma wzmianki co do nowych właścicieli destylarni, więc przyjmijmy, że do roku 1922 pozostawała ona w rękach założycieli, czyli lokalnych farmerów. We wspomnianym 1922 roku, obiekt przejął William Whiteley, który uwielbiał tutejszy destylat dodając go do znakomitego blenda tamtych czasów – King’s Ransom. Blend ten cieszył się niesłabnącą renomą w USA podczas prohibicji, a szmuglerzy dwoili się i troili by go dostarczyć na salony. W 1982 roku destylarnia Edradour zasiliła aktywa koncernu Pernod Ricard, która uczyniła z niej atrakcję turystyczna na szeroką skalę. Signatory (niezależny dystrybutor) nabywając gorzelnię od Francuzów w 2002 roku podtrzymał jej dotychczasową działalność i uzupełnił ją o eksperymenty z różnymi rodzajami beczek, takimi jak: Chardonnay, Barolo, Bordeaux, Burgundy, Madeira, Marsala, Porto, Sauternes i oczywiście Sherry. I właśnie z destylatem leżakowanym po Chardonnay się dzisiaj rozprawię.
Wino Chardonnay to dla mnie wielka niewiadoma, nigdy nie miałem z nim do czynienia i nie wiem jak smakuje, ale za to wiem jak smakuje whisky i wszystkie niedoskonałości łatwo zrzucę na wino 😀 . Więc czymże jest ten Chardonnay? Otóż google podpowiada, że jest to odmiana winorośli najchętniej uprawiana na świecie! (czyli może jednak piłem wino pochodzące ze szczepów Chardonnay nawet o tym nie wiedząc 😉 ) Pochodzi z Burgundii we Francji, a jej owoce dają białe wino o cytrusowo – egzotycznym smaku, w których znajdziemy nuty gruszek, bananów, mango, papai, melona, moreli, zielonych jabłek, porzeczek, kolendry, akacji czy miodu. Brzmi nieźle, no to polejmy.
Po odkorkowaniu butelki w nozdrza uderza świeżo sfermentowane wino, takie wiejskie, z gąsiora, które robił dziadek i bulgotało w izbie. Dalej w tle kwaśne jabłko, papierówki i mokre drewno, ale nie takie z beczki czy tartaku, tylko aromat pnia świeżo ściętego drzewa owocowego na działce. W smaku wytrawnie, grejpfrutowo, kwaskowo, cytrynowo. Jest i dąb, ale trochę to wszystko za płytkie, myślę, że ta kwasowość nie pozawala się dłużej utrzymywać na języku, brakuje po prostu słodyczy i lepkości by wzmocnić ten element. Finisz krótki, nietrwały, po chwili całkowicie zanikający, nie pomógł tu nawet brak filtracji i podwyższone ABV do 46%. To zdecydowanie jej najsłabszy punkt.
W mojej ocenie brakuje tutaj głębi i wielowarstwowości. Aromat wiele obiecuje, ale smak i finisz niestety grają w innej lidze. Coś jak nasi na mundialu, oczekiwania były wysokie, a jak to się skończyło to wszyscy pamiętamy. Edradour Chardonnay to ciekawe doświadczenie, whisky interesująca, ale mnie nie do końca przekonała do siebie.