Springbank 15yo
Z produktami Springbanka zawsze mam ten sam dylemat. Dylemat polega na opisie tego co czuję, a że czuć bardzo dużo, to cały szkopuł tkwi w rozłożeniu aromatów na składowe. Owszem, zawsze można uśrednić swoje doznania do akcentów najbardziej charakterystycznych, jednak ja w tym przypadku potrzebuję nieco więcej skupienia by docenić walory tego destylatu. Springbank zdążył przyzwyczaić do wielowarstwowości swoich wypustów, i nie trzeba szukać wykwintnych edycji by tą złożoność odkrywać. Wokół samej gorzelni, nie tylko wśród jej najzagorzalszych sympatyków, rozpościera się poświata prestiżu i renomy. Zakład od początku swego istnienia wytwarzał whisky solidną, która pozwoliła mu przetrwać najtrudniejsze chwile na przestrzeni wieków działalności. Ta staranność i sumienność w odniesieniu do produkcji trwa nieprzerwanie do dziś, i będzie trwać, dopóki w Springbanku będzie odbywać się destylacja (taką mam przynajmniej nadzieję).
Pod koniec XIX wieku, w Campbeltown, w czasach gdy whisky z tego regionu była niedoścignionym wzorem dla innych, destylowały 34 gorzelnie, i aż trudno w to uwierzyć, ale liczba ta spadła do 2 aktywnych zakładów w latach trzydziestych kolejnego stulecia. Co było tego przyczyną? Dokładnie nie wiadomo, jednak najbardziej prawdopodobnym zdaje się spadek jakości spowodowany nadprodukcją destylatu i wyczerpanie pokładów węgla, które było wykorzystywane do słodowania (torf przez pewien okres czasu został wyparty przez węgiel, ze wzglądu na upodobania konsumentów do trunków o lżejszym charakterze).
Oficjalne otwarcie destylarni Springbank nastąpiło w roku 1828 i cały czas jest w rękach rodziny założycielskiej. Na każdym kroku da się odczuć przywiązanie do tradycji, nie kryją tego sami właściciele, którzy dumni są ze swoich modrzewiowych kadzi fermentacyjnych w których proces odbywa się dwukrotnie dłużej niż w innych zakładach, nadając brzeczce jeszcze większej owocowości. Trzy alembiki wykorzystywane do dwu i pół krotnej destylacji także nie są dziełem przypadku, jak mówi dyrektor produkcji Frank McHardy „jest to metoda produkcji o jakiej mówią nam najstarsze znane przekazy produkcji w Campbeltown i wiemy, że tylko Springbank produkowała w ten sposób” W czasach gdy cały proces tworzenia whisky odbywa się w jednym miejscu (od słodowania po butelkowanie) daje niezaprzeczalną gwarancję niezależności i być może tutaj trzeba upatrywać sukcesu tej destylarni.
Springbank 15yo to wbrew pozorom whisky wytrawna. Alkohol na poziomie 46%, bez filtracji i bez karmelu zdają się już od samych oględzin etykiety korzystnie wpływać na całościowy odbiór. Aromat może sugerować późniejszą słodycz poprzez wyraźnie wyczuwalne nuty anyżowe i owocowe, lecz na próżno szukać potwierdzenia w smaku, dodatkowo można odnieść wrażenie woni otwartej starej książki na drewnianej komodzie. W smaku nie odnajduję słodkich akcentów tak charakterystycznych dla torfowych destylatów. Dym nie jest nachalny i raczej przypomina przypaloną skórkę ziemniaka wyjętego z ogniska oprószonego popiołem, niż kłęby z komina pagody w Islay. Całość z odrobiną suszu jabłkowego, orzechów i sherry okraszone szczyptą soli morskiej. Finisz średnio długi, dymny i słonawy z posmakiem debiny.
Jeszcze w XIX wieku ze względu na idealne położenie tego regionu i regularne połączenia morskie z portem w Glasgow produkcja whisky rozwijała się bardzo dynamicznie ale można powiedzieć że wpadli we własne sidła. Popyt na alkohol w USA był tak duży że gorzelnie przestały patrzeć na jakość a szły w ilość produkowanych trunków a w momencie jak wprowadzono prohibicję zostali z pełnymi magazynami kiepskiej jakości whisky z którą nie wiedzieli co zrobić i w ten sposób większość destylarni zbankrutowała.