Wróciłem na Festiwal w Jastrzębiej Górze po 5 latach nieobecności. Wróciłem, aby znów poczuć ten nadmorski festiwalowy luz. Wróciłem, aby napić się czegoś starego, czegoś nowego, zajrzeć na mastrclassa i zwyczajnie pogadać z ludźmi. Zrobiło się sentymentalnie, ale tak właśnie było tu zawsze.

Wchodząc na festiwal pierwsze co rzuciło mi się w oczy to różnego rodzaju „atrakcje” w postaci fotoboxa, ścianki, kolorowych drinków, przygrywającego zespołu na pianinie i skrzypcach. W pierwszej chwili pomyślałem mają rozmach…, ale gdzie jest whisky? Na szczęście wszechobecny jej zapach szybko uświadomił mi, że nie będę musiał jej tu długo szukać.

Jak już się przedarłem przez tę strefę bardziej komercyjną, moim oczom ukazało się stoisko Fine and Rare Domu Whisky. Super dramy w mniej lub bardziej przyzwoitych cenach. Szło wybrać kilka perełek, a te na które się zdecydowałem opiszę w dalszej części podsumowania. Idąc dalej, jak festiwal długi i szeroki stoiska wielkich marek… Oprócz podstawowego portfolio ciężko było wybrać coś ciekawego, no może poza drobnymi wyjątkami. Na końcu placu ogromna scena na której przygrywali DJ’e, a w prime time można było posłuchać zespołu Bajm. Wiele osób dobrze się bawiło na tym koncercie, ja jednak do nich nie należałem szwędając się to tu, to tam po stoiskach.

No właśnie stoiska. Duże koncerny zajęły największy metraż festiwalowego pola, ustępując mało „prestiżowe” miejsca mniej znanym markom. Mniej znanym, nie znaczy małym. To nie był festiwal dla małych graczy, a niezależnych nie było wcale. Pierwsze przejście przez pole imprezy dało bardzo klarowny obraz, co tu się będzie działo przez najbliższe 2 dni. Ludzi w pierwszy dzień full.

Mastercalssy. Jakby nie było, one zawsze dobrze wypadają w Jastrzębiej. Ja zdecydowałem się na Bushmillsa i to był strzał w 10. Dziwi mnie tak mała frekwencja, bo do spróbowania były naprawdę zacne towary. Warto nadmienić chociażby takie pozycje jak 25yo po Porto, 25yo Millenium Malt z 1975, czy 21yo w CS’ie prosto z destylarni. Do tego Adrian Chwała zrobił świetną robotę nieszablonowo prowadząc tego MC-sa. Szapoba. Dodam tylko, że rozmawiając z ludźmi, którzy uczestniczyli w różnych masterclassach przewijały się same pozytywne opinie, więc zasada jest taka: W Jastrzębiej zawsze trzeba się wybrać na jakąś prelekcje. Koniec i kropka.

Bushmils 1975 Milenium Malt 25yo 43%

Pachnie i smakuje jak dobry Ben Nevis. Dużo zielonych jabłek i owoców tropikalnych. Bardzo delikatna, minimalnie pieprzna z grejfrutowym posmakiem. Przy kolejnym powąchaniu staje się bardziej kwiatowa, wręcz różana. Są tu na finiszu eukaliptusowe nuty, guma airwaves, szałwia. Chyba nie miałem okazji pić tak starego Irlandczyka. Ciekawe doświadczenie, dzieje się. 6/10

Bushmills Causeway Collection 10yo Cuvee 54,8%

Edycja wydana na rynek Niemiecki. Jest to mariaż beczek po Oloroso, Burbonie i Cuvée czyli wina stworzonego z różnych szczepów winogron. Nos bardzo aromatyczny, pachnie pieczonym jabłkiem, cynamonem, skórą, orzechami i niestety siarką. W smaku słodko gorzko, bardzo mocna czarna herbata, przygniłe czereśnie i znowu ślad siarki.  Finisz gorzkawy z posmakiem granatu. Ten kto mnie zna wie, że na siarkowe nuty jestem wyczulony jak cholera. Tutaj odnajduje je praktycznie w całym spektrum i niestety nie jest to moja bajka. 3.5/10

Bushmills Causeway Collection 12yo Pomerol Casks 54,7%

Nos to marynowany imbir, aronia, alkohol daje się mocno we znaki. Smak wygląda na powtórkę z aromatu, imbirowo-mydlany z cierpkim posmakiem aronii i znowu śladem siarki. No nie trafiła do mnie ta pozycja. Odnoszę wrażenie, że niektóre Causeway’e są trochę za młode i za bardzo ekperymentalne. Być może winiarzom i fanom gatunku podpasują, w moje gusta jednak nie trafiają. 3.5/10

Bushmills 21yo CS 52,4%

Wow. Ale piękny zapach, morele, brzoskwinie nieco przypalonego cukru. W smaku miód, słód, cytrusy, wanilia. Finisz nieco orzechowy, delikatnie kawowy z posmakiem czarnej porzeczki? Bardzo dobra rzecz. Wielka szkoda, że podstawową wersję 21yo kastrują do poziomu 40%. W CS’ie to zupełnie inna whisky, intensywna, złożona, dająca sporo frajdy. 6/10

Bushmills 25yo Port Pipes 46%

Pachnie starą winna beczką. Suszone rodzynki, figi, prażone migdały. Na języku śliwki, maliny, czarne winogrono. Finisz drzewny, kakao, nieco świeżości i delikatnej sztuczności gumy balonowej, długi. Jak to się wszystko dobrze tutaj komponuje, ABV na idealnym poziomie. To przełamanie gumą balonową i jakimś takim egzotycznym owocem – przepiękne. Zdecydowanie musi postać chwile w kieliszku aby pokazać pazur. 6.5/10

 

Glenury Royal 1970 36yo 57.9%

I have a dream. Tak, chciałem zawsze spróbować Glenury Royal w wersji Rare Malts lub DSR. Ta druga pozycja właśnie wylądowała w kieliszku. 36 lat, 1970 rok, sprawdzam. Tu się wszystko zgadza, czuć wiek, złożoność, ułożenie, alko mega ukryte. Łycha w starym stylu w najlepszym wydaniu. Wehikuł czasu, po takie kąski tu przyjechałem. 7.5/10

Glen Albyn 1975 Rare Malts 54,8%

Na nosie słodka, z aromatami drewnianej szopy, skórki brzoskwini, nieco ziół. Smak delikatnie owocowy i mineralny, dojrzała gruszka. Smak ma coś uzależniającego, skłaniającego do wzięcia kolejnego łyka. Na finiszu ciepła, pięknie rozgrzewająca. Trudno mi się opisuje to „ciepło”, które pozostawiają po przełknięciu whisky dobrze ułożone. Jest to takie eleganckie, zdecydowanie nie pieprzne czy ostre. Odnoszę wrażenie jakbym popił nieco olejku eukaliptusowego. Konkret. 7/10

Blair Athol 1975 Rare Malts 54,7%

Nie piłem zbyt wielu Blair Athol, ale ta pozycja uplasuje się całkiem wysoko. W zapachu owsianka owocowa, słód, cytryny w cukrze. Na języku klasycznie jak dla Rare Maltsów z lat 70’, słodowo, woskowo, mineralnie, ale też dojrzałe jabłko i niuanse prażonych orzechów. Ta whisky bardzo powoli się otwiera, musi postać dłuższą chwilę w kieliszku, ale nie czułem potrzeby dolewania wody. 6.5/10

Paprocki Single Barrel 40%

Uwagę przykuwa masywna butelka z równie masywnym korkiem. Nie do końca do mnie przemawia 40% abv opatrzone opisem single barrel. Jakoś tak kłuje w oczy po prostu. Aha, Jest to virgin oak, więc jestem przygotowany na na prawde ostre doznania. Ooo i tu zaskoczenie, na nosie dużo słodyczy, karmel, mleczka czekolada, ale trochę to takie naciągane i po chwili jakby sztuczne. W smaku bardzo płasko, alkoholowo i co tu dużo mówić, niezbyt przyjemnie. Finisz burbonowy, raczej krótki, z posmakiem przypalonego cukru. 2.5/10

Springbank 12 CS 57.2% (Batch 25 – 2024)

Springbank 12 jak to Springbank 12. Niezależnie od Batcha zawsze trzyma poziom. Możecie scrolować dalej. 6/10

Singleton 15yo 54.2% DSR 2022 Glen Ord

Zapach winny, zbutwiałe drewno, delicje szampańskie z tymi wszystkimi biszkoptowymi niuansami. W smaku trochę gumy balonowej, przejrzałych jabłek, karmelu i pieprzu. Nie ma tu za bardzo równowagi, ale ilość poszczególnych smaków, które ta whisky przywodzi na myśl jest na prawdę imponująca. Finisz pikantny, karmelowy, całkiem przyjemny. Podoba mi się Glen Ord w tym wydaniu. 5/10

Fercullen 21yo 46%

Uwaga nowość. Przynajmniej dla mnie, bo tę irlandkę spod znaku Fercullen widzę po raz pierwszy. Destylarnia jest młoda (zaczęli destylować w 2018 roku), więc nie ma szans aby w butelce się znajdował destylat wyprodukowany przez The Powerscourt Distillery z takim oznaczeniem wieku. Niestety nie wiadomo z jakiej gorzelni spłynął new make przekształcając się później w whisky Fercullen. Nie dało się też tego wyciągnąć od przedstawicielki na stoisku. Jedziemy w takim razie trochę w ciemno, ale co tam. Nos słodki, karmelowy, wykorzystano tu beczki po burbonie z finiszem w Oloroso i PX. Finisz był raczej krótki albo z mało aktywnych beczek, bo tej sherry nie ma tu za wiele. Jakieś drobne akcenty śliwek i żurawiny da się się odnaleźć w smaku, ale głównie przebija owocowy (jabłkowy) destylat z beczek po Burbonie tak charakterystyczny dla Irlandii. Niezła rzecz, ale czy bym wydał 700zł na butelkę? Raczej nie. 4.5/10

Fercullen Amarone cask influence 46% (2023)

Tu z kolei NAS z beczek po burbonie i Amarone. Czuć borówki, żurawinę takie słodko cierpkie owoce. Destylat raczej z tych łagodnych do spokojnego popijania, przyjemny, bez goryczy i nieprzyjemnych nut. Krzywdy nie ma, kosztuje mniej niż połowę tego co 21yo, a tyle na pewno nie odstaje. 4/10

Speyburn 15yo 46%

Mamy tu połączenie destylatów po burbonie i po sherry. W nosie ładnie się to wszystko układa, whisky jest całkiem złożona jak na swój wiek. Zero siarki, soczysta sherry, aromatyczna, czerwone pomarańcze. Na języku nadal świeżoz, choć nie tak jak w aromacie, pojawia się trochę kruszonki i prażonych orzechów. Finisz czekoladowy, nieco kwaskowy, nadal w klimacie tego co wcześniej w smaku i aromacie. Nie wiem dlaczego ta 15’stka jest tak mało popularna u nas, zasługuje na większe zainteresowanie. 5/10

Speyburn 18yo 46%

Kombinacja beczek taka sama jak przy 15yo. Czy dodatkowe 3 lata zrobią różnicę? Sprawdzam. W nosie mniej soczyście niż w 15yo, tutaj są grzanki z miodem, zupa owocowa, przypalony cukier. Smak nieco głębszy i tłustszy od poprzedniczki, ale z wyczuwalną goryczką i posmakiem aronii. Finisz to kawa espresso, ciemna czekolada, dębina. Osobiście wybrałbym o 3 lata młodszą wersję, jest zadziornijsza, bardziej rześka i kwaskowa. 18yo zdecydowanie bardziej przypadnie fanom cięższych tonów sherry, może lepiej by się sprawdziła w zimny jesienno-zimowy wieczór, a nie w letnie, ciepłe popołudnie. 4,5/10

Glen Moray Private cask Chardonnay 61.5%

Jedyna butelka w PL i to polana spod lady. Lubię takie historie. A z Chardonnay nigdy nie miałem złych wspomnień, więc ciekawy jestem jak wyszło. Aromat gruszek, moreli, mokrego drewna po pierwszym włożeniu nosa w kieliszek. Smak nieco cytrusowy, głównie grejfrutowy, trochę „zielony”, przyprawowy i jakby utleniony, który daje wrażenie mydlanego. Finisz średni, pikantny, ciepły, trawiasty. Whisky zdecydowanie wymaga dolania wody. 4/10

Glen Moray 8yo Rioja Cask 59.8%

Pełne 8 lat maturacji w beczce po czerwonym winie Rioja i to widać po kolorze. W aromacie przypomina trochę podstawowe wersje Dalmora, skóry, wytrawność, daktyle, mokry tytoń. W smaku pali jak wściekła, czuć że jest młodo, muszę drugi raz dolać wody. Dopiero jak się uspokoiła czuje, że to nawet niezła whisky jest, jak na tak młodą pozycję rzecz jasna. Te skórzaste akcenty dosyć mocno się przykleiły do podniebienia i grają pierwsze skrzypce na finiszu. Jednemu podejdzie drugiemu nie bardzo, ale co tam, dam 4.5/10

Fettercairn 16yo 46.4%

Kiedyś po spróbowaniu na prawde młodych Ferrercairnów odpuściłem tę destylarnię na kilka dobrych lat, aż do teraz. Jako, że każdy zasługuje na drugą szansę (podobno) to i tutaj nie może być inaczej. Od razu jednak odpuściłem młódki z tego stoiska i przeszedłem do wersji 16yo, która chociaż w teorii powinna już coś pokazać. Na nosie dębowa klepka z delikatną owocowością i miodem. Słodko ogólnie. W smaku przypalona grzanka, orzechy, muśniecie cytrusów. Na finiszu grejfrutowa goryczka, znowu drewno, ciepły karmel, daktykle. Niby ciekawie, niby się coś dzieje, ale haos straszny i sam profil tej whisky nie przemówił do mnie. 3.5/10

Fettercairn 22yo 47%

Ide za ciosem i próbuję kolejna pozycje ze stajni Fettercairn. Tym razem dokładamy 6 lat i mamy wersję 22yo. W aromacie czuć bekę po burbonie już podczas nalewania do kielicha. Grilowany ananas, nektaryny, jabłka. W smaku owoce dalej wyczuwalne, syrop z puszki po morelach, nieco żywicy. To jest naprawdę niezłe! Powiem tak, w końcu jest smacznie i można z tym dramem spędzić trochę czasu. W Fettercairn zdecydowanie powinni pójść w edycje po burbonie, ten destylat dobrze się do tego nadaje. Co tu dużo mówić, whisky w moim klimacie. 6/10

Chyba dobrnęliśmy do końca. Na odchodne z festiwalu postanowiłem wykorzystać chociaż jeden kupon z książeczki i kazałem sobie nalać Ardbega 10yo, z którym poszedłem na plażę. Wyjątkowo mi tam smakował. Poniekąd pokazuje to bezużyteczność tej książeczki dla osób, które już coś w tym świecie whisky posmakowały. Drugą sprawą jest szukanie i wydzieranie z niej kuponów, szacunek dla tych, co tak dawali radę przez cały festiwal. Oczywiście jestem też w stanie rozumieć nowicjuszy, którzy dopiero wchodzą szerzej w świat whisky słodowej i chętnie próbowali podstawek. Brakuje mi tu jednak złotego środka.

Festiwal w Jastrzębiej Górze zmienił się. Stał się bardziej komercyjny, handlowy, dla ludzi z branży, dla sklepów i przedstawicieli firm. Zdecydowanie mniej tu przypadło miłośnikom. Jak wspomniałem wcześniej, niezależny bottling tutaj nie istnieje, a razem z nim umarły stoiska tych, którzy się whisky prawdziwie pasjonowali.

W sumie w Jastrzębiej nie zrobiono nic złego, obrano po prostu inną drogę pokazując konkurencji, w którą stronę chcą się rozwijać. Czy wyjeżdżam stąd zadowolony? I tak i nie. Udało się spróbować parę ciekawych dramów, kilka fajnych wspomnień wróciło, pogoda dopisała, więc na pewno nie było źle. Ale nie będę ukrywał, że oczekiwałem więcej. Czy wrócę za rok? (ptaszki ćwierkają, że festiwal ma się przenieść do Trójmiasta), na razie zostawiam tu puste miejsce w kalendarzu 😊

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.