Glendronach – przegląd cz.1
Od jakiegoś czasu planowałem zrobić poważniejszą degustację. Do jej realizacji założyłem trzy warunki do spełnienia 😀 :
– czas wolny
– niespożyte chęci do napisania dłuższego wywodu
– sample godne takiego przeglądu
Chyba w końcu mi się udało, bo jestem w trakcie urlopu i dziwnym trafem 😉 uzbierało się kilka Glendronachów nazwijmy to „z potencjałem”, których oficjalne premiery są już dawno za nami. Wszystkie miałem już okazję degustować osobno i każda wydawała się bardzo ciekawa, stąd pomysł by je porównać. Śmiało mogę wyprorokować, że zwycięzca tego pojedynku, o ile w takich kategoriach miałbym ten przegląd postrzegać, ma szansę stać się najlepiej ocenianym Glendronachem przeze mnie w ogóle. Upodobanie do samej destylarni nie podlega w tym momencie dyskusji.
Patrząc na te whisky naszła mnie jeszcze pewna refleksja. Wiele z nich przeleżało w szafie dłuższy czas od momentu, kiedy były jeszcze w miarę dostępne, a ich zakup nie rujnował kieszeni. Oczywiście znajdą się tacy dla których te pozycje nadal nie stanowią większego wyzwania jednak nie da się ukryć, że coraz rzadziej zwykły śmiertelnik może pozwolić sobie na zakup całej butelki naprawdę interesującej. Interesującej, w sensie kilkudzisięsięcioletniej najlepiej prosto z beczki. Samplingi co by o nich nie mówić czasami są jedyną szansą na spróbowanie naprawdę czegoś wybitnego i z takiej perspektywy warto je postrzegać. Nabywanie sampli w porównaniu z kupowaniem butelek w całości ma tyle samo zwolenników co przeciwników i nawet nie mam w zamyśle przekonywać kogokolwiek nad wyższością jednej opcji nad drugą. Dylemat będzie zawsze, no bo jak jednoznacznie stwierdzić czy próbowanie konkretnych, czasami bardzo wiekowych pozycji w objętości 25/50ml będzie atrakcyjniejsze od zakupu pełnowymiarowego „średniaka” który starczy na dłużej? No ciężko. Próbki mają jeszcze jedną niewątpliwą zaletę, ewentualne rozczarowanie destylatem przychodzi zdecydowanie łatwiej.
Glendronach Platinum 16yo 48%
Aromat intensywny, na myśl przywodzi Parliament 21yo. Porządnie odleżakowana sherrówka z wyraźnie wyczuwalnymi nutami winnymi. Na języku spójna i świetnie zbalansowana, ciemne owoce, marmolady z długo utrzymującym się finiszem. Whisky nad wyraz pijalna, przy czym brakuje zapłonu czegoś szczególnego, wyróżnika, który podniósłby prestiż Platinuma nad poziom najstarszej podstawki z portfolio. Chyba, że przyjmiemy srebrną etykietę za ów wyróżnik ekskluzywności, ale nad estetyką nie będziemy się rozwodzić. 6/10
Glendronach 1985 PX 30yo c.1037 52,3%
Trochę się obawiałem czy okaże się tak spektakularna jak za pierwszym razem, ale moje zaniepokojenie było zupełnie nieuzasadnione, ta łycha broni się sama. Zapach tajemniczy, lekko piwniczny, z jednej strony morele i stara książka, z drugiej, ciemne owoce w przyprawach. W nosie intryguje i nie da się odkryć wszystkiego przy pierwszym podejściu, za każdym razem gdy nos ląduje w kieliszku robi się tylko ciekawiej. Na języku oldschoolowa sherry, dojrzałe śliwy, polakierowane drewno. Finisz „starobutelkowy” z posmakiem aronii. Nieoczywisty, zaskakujący Glendronach. Nie ma tu miejsca na sherry bombowe pozerstwo. 8.5/10
Glendronach 1992 PX GAS 27yo c.5850 54,5%
W aromacie jest wszystko to z czego słynie whisky po ciemnej sherry, jest słodycz i treść. Tutaj mamy sytuacje gdzie przy pierwszym rozdaniu ma się fulla na ręce i wchodzi „all in” ze wszystkimi kartami od razu na stół. Moje pierwsze skojarzenie to beczka #66 i popularny „Stonker” który powalał esencjonalnością. Jest równo i bardzo dojrzale na nosie, smaku i finiszu. Kompot nie whisky, przesiąknięta do granic, naprawdę robi wrażenie. 7/10
Glendronach 1989 Oloroso 26yo c.2662 54,8%
Czuć delikatną mentolowość, sherry nie przytłacza, to jedna z tych pozycji w której pomimo dojrzałego wieku jest sporo świeżości. W smaku nadal umiarkowane nuty owoców leśnych, ziół, powideł śliwkowych i dojrzałych czereśni. Odrobina starej sherry nieśmiało daje o sobie znać w postaci mineralności na finiszu. Nie znajdziemy w tym Dronachu słodkich i ulepkowatych nut, nic nie przytłacza i ładnie się otwiera z czasem. Whisky na dłuższą posiadówkę. 7/10
Glendronach Master Vintage 1993 PX + Oloroso 25yo 48,2%
Zdecydowanie odmienny profil od pozostałych, w ciemno pewnie bym nie strzelił w Glendronacha. Czuć wyraźnie wpływ beczek kolejnego napełnienia, dębina, wyschnięte krzaki, wszystko przykryte delikatną owocowością. W smaku już wyraźniejsze sherrowe akcenty, raczej wytrawne i herbaciane. Nie powiem, przyjemnie się ją pije, ale może być sporym rozczarowaniem dla osób poszukujących „gęściochów” z rocznika 93’. W dwóch słowach: „brudna sherry”, fajna odskocznia od Single Casków. 6,5/10
Glendronach 1975 Ian MacLeod’s Selection 34yo 43%
Za sam nos śmiało mogę dać 8 punktów, sherrowy staroć daje od razu o sobie znać. Bardzo lotna i intensywna, sorbety i galaretki malinowe, przygniłe wiśnie. W smaku już wytrawnie, wszystko idzie bardziej w stronę jeżyn, czarnych porzeczek i aronii, które niestety szybko gasną. Finisz dosyć „oszczędny” jak na tak wiekową whisky, czuję niedosyt. Odnoszę wrażenie, że ABV na poziomie 43% zniweczył tak pięknie zapowiadającego się malta. No dobra, może nie zniweczył do końca, ale po prostu trzeba go co chwile popijać by trwał na podniebieniu. To trochę tak jak w sztafecie, co z tego że aromat wypracował przewagę skoro finisz zgubił pałeczkę. Cóż, whisky nie jest tylko do wąchania. 6,5/10