Bimber Distillery – czyli swoją whisky mamy?
Pod koniec zeszłego roku zrobiło się bardzo głośno o polskiej destylarni w Londynie. Nazwa gorzelni nawiązuje do trunku, którego produkcja kwitła ładnych parę lat temu nad Wisłą w zakamarkach gospodarstw nie tylko wiejskich, ale tych wszystkich, gdzie obecna była tajemnicza aparatura i przeszkolony człowiek potrafiący ją obsłużyć. Mowa o Bimber Distillery.
Destylarnia została założona przez Dariusza Płażewskiego w 2015 roku, który to od lat jest miłośnikiem i koneserem whisky. Chęć prowadzenia biznesu związanego bezpośrednio ze swoja pasją to chyba jego klucz do sukcesu. W 2016 czyli rok po otwarciu napełniał pierwsze beczki new makem, a w 2019 wszyscy mogliśmy się raczyć pierwszymi wypustami typu Single Malt.
Zanim jednak przejdę do degustacji, kilka słów o samej destylarni i tym co się w niej znajduje. Patrząc na google maps nie znajdziemy kamiennych magazynów czy dachu w kształcie pagody. Oczom natomiast ukaże się przemysłowa okolica z hangarami, blaszakami i miejscem pod wynajem. Ot, taki Londyński zapleczowy krajobraz. Niech was jednak nie zwiedzie surowość tego pejzażu, bowiem w jednym z tych magazynów tkwi serce destylarni czyli 2 błyszczące miedziane alembiki z których pierwszy potrafi pomieścić 1000l odsączonej brzeczki, a drugi 600l gotowego do kolejnej destylacji ok 35%’owego alkoholu. To jednak nie jedyne „kraftowe elementy” znajdujące się we wnętrzu gorzelni. Na uwagę zasługuje fakt, że owe wspomniane wcześniej alembiki ogrzewane są bezpośrednio płomieniem gazowym, a słód odmiany concerto wykorzystywany do produkcji pochodzi z okolicznej słodowni. Zacieranie i fermentacja odbywają się niespiesznie i z należytą starannością. Drożdże gorzelnicze przerabiają cukry na alkohol do mocy ok 10% przez tydzień, co tylko zdaje się potwierdzać pieczołowite podejście do procesu produkcji. Co do samych beczek wykorzystywanych do leżakowania destylatów nie będę się rozpisywał, bo jak się domyślacie eksperymenty w tym zakresie są prowadzone na szeroka skalę, niemniej częściowy efekt tych eksperymentów już teraz przedstawiam w dalszej części wpisu.
Pod koniec 2019 roku światło dzienne ujrzała 3’letnia edycja „The First Release”, która powstała z kupażu pięciu beczek 1’st fill sherry PX w ilości 1000 butelek. Wszystkie były ręcznie numerowane i rozeszły się w 3 godziny! Miałem przyjemność spróbować jej na WLW2019 i pamiętam, że dominowały w niej ciemne owoce, dębina i gorzka czekolada. Na chwilę obecną do dostania jedynie z drugiej lub trzeciej ręki z narzutem, skutecznie powstrzymującym chęć posiadania butelki.
Dobra, polewam…
New make spirit 63,5%
Zapach: biszkopt namoczony spirytusem, przygniłe cytryny, lawenda, drogeryjne kompozycje zapachowe z wysuszonymi cytrusami, słód.
Smak: delikatniej słodowy niż w zapachu, grapefruit, biały miąższ cytryny, jałowiec.
Finisz: rozgrzewający, gorzki, momentalnie ucięty.
Ciekawe doświadczenie, jednak ta goryczka zbyt mocno wyczuwalna i dosyć męczy przy dłuższej degustacji. Bez oceny.
Re-charred oak cask 51,9%
Zapach: słodki, burbonowy, karmelowo – krówkowy z eukaliptusowym tłem.
Smak: delikatny, wanilia, rye whiskey, syrop klonowy.
Finisz: wystarczający jak na tak powściągliwy smak, niezmiennie burbon, delikatne lakiery, przypalony karmel.
Trunek z amerykańskim charakterem, wyraźnie czuć wpływ burbona na tę whisky, fajnie się pije. Ocena: 4.5/10.
EX sherry cask 54,2%
Zapach: stara wiśniówka, podgniłe czereśnie.
Smak: nalewkowy miks aroniowo – jeżynowy, biały miąższ z cytryny.
Finisz: ciemna czekolada, wiśnie w spirytusie, rodzynki w czekoladzie, delikatnie cierpki.
Cholera, mało brakowało a byłoby naprawdę bardzo dobrze. W smaku jest nieco bardziej nalewkowo niż whiskowo, czuć przebijający się new make przez co brakuje balansu i ułożenia – ale to młody destylat który już ma sporo do zaoferowania. Ocena: 4.5/10.
Ex Bourbon cask 51,2%
Powiem krótko, uboższa wersja re-charred. Ocena: 3.5/10.
Virgin american oak cask 53,1%
Zapach: rześki, mentolowy, tonik al’a shwepess, mleczna czekolada.
Smak: słodki, dębowo- waniliowy, ananas? Burbon.
Finisz: słodycz przeradza się w delikatną wytrawność która dodaje charakteru.
Bardzo pijalna whisky!! Ocena: 4/10.
Peated finisz 54,2%
Zapach: dym palonych mokrych gałęzi, słodowość, delikatna nuta waniliowa.
Smak: okopcony kijek z ogniska, słodycz palonego cukru.
Finisz: Ktoś mógłby powiedzieć że wytrawny, dla mnie jest on bardziej gorzkawy z dymnym posmakiem. Ten dym jest taki „polski” ogniskowy, nie typowo torfowy.
Nie kojarzyć z destylatami z Islay, to zupełnie inny rodzaj zadymienia. Na pewno bliżej mu do Ledaig’ów niż Laphroaig’ów. Ocena: 3.5/10.
Podsumowując:
Profilowo większość pozycji nieco różni się od swoich szkockich odpowiedników. W dużej mierze ma na to wpływ nietypowy new make i młody wiek tych destylatów. Jednak patrząc z perspektywy 3yo które dopiero osiągnęły, z optymizmem patrzę w przyszłość. Bimber Distillery zdaje się wyznaczać swoją własną drogę i niejako gra sam ze sobą we własnej lidze nie bojąc się eksperymentować. Ja to doceniam i w tym przypadku po prostu trzeba próbować nowości wypuszczanych na rynek.