3+1 Glenallachie, Benrinnes, Mannochmore i Glendronach
Glenallachie 2006 Cask #6600 59.5% 13yo
Świeża i zadziorna sherrówka. Tyle tytułem wstępu podczas nalewania do kielisza. W aromacie da się wyraźnie wyczuć burbonowe nuty, brązowy cukier, karmel. Smak już zdecydowanie bardziej w hiszpańskim klimacie, przejrzałe białe winogrona, daktyle, mączyste czerwone jabłka. Brakuje jednak chociażby zapowiedzi jakiegoś trójwymiaru, warstwowości i elementu zaskoczenia. Finisz lakierowo-wiśniowy z satysfakcjonującym nieco ostrawym finiszem. Glenallachie bez kompleksów odkrywa wszystko co ma w sobie najlepszego już od pierwszego kontaktu. Śmiała i po prostu smaczna. 5/10
Benrinnes 2006 Chapter 3 by Jarek Buss 13yo Cask #305382 54,6%
Aromat zdecydowanie odmienny od swojej poprzedniczki, delikatny i ułożony, figi, kakao z mlekiem. W smaku rodzynki w czekoladzie, syrop klonowy, niemieckie czekoladki z likierem (te w kształcie księżyców 😊 ). Generalnie słodko i treściwie, destylat przesiąknięty sherry, więc ktoś, kto lubi destylaty zdominowane przez PX’y, Oloroso i wszystko co związane z Jerez de la Frontera – serdecznie polecam. Finisz typowy dla tego typu monsterów czyli czekoladowo-marmoladowy z dębinką w tle. Powiedziałbym, że bardzo dobra w swojej klasie. 5,5/10
Mannochmore 2008 James Eadie 11yo Cask #348032 PX Finish 56,8%
W nosie ciężko i gęsto, może nawet tłusto i wysokokalorycznie 😊, jakby wąchać kompot z suszu wigilijnego. Na języku śliwki i rodzynki skąpane w rozwodnionym sosie sojowym. Pomimo swej młodości bardzo równa w zapachu i smaku. Finisz minimalnie w tyle. Posmak tych wszystkich suszonych dojrzałych owoców pozostaje w miarę długo na języku nie pozostawiając uczucia cierpkości w ustach. Jedna z lepszych młódek po sherry z którymi miałem ostatnio do czynienia. 6/10
Glendronach 2003 M&P Cask 5480 Oloroso 13yo 54,6%
DNA Glendronacha jest mi doskonale znane i bardzo lubiane. Szaleję na punkcie dojrzałych casków z tej destylarni jak i tych jeszcze szczeniackich 😊. Tutaj mamy do czynienia z w miarę świeżym destylatem, który ma już sporo do powiedzenia. Zapach intensywny, rodzynki, sherry, powidła. Na podniebieniu czekoladowo – pomarańczowy charakterek, ciemne owoce leśne, jeżyny, potem nieco alkoholowo rozwydrzona przeradza się w wystarczająco ułożony wcześniejszymi aromatami finisz. Nie ma się do czego przyczepić, rzetelnie wyselekcjonowany malt. 5,5/10
Pierwszy raz smakując Benrinnesa z pełnej butelki wydawała mi się bardziej intensywna. Odkąd została tylko połowa sampla trochę złagodniała i bardziej się ułożyła. Mannoch z kolei zyskała gdy nabrała powietrza, zgęstniała i wyeksponowała dodatkowe aromaty. Możliwe, że moja dyspozycja dnia także nie jest bez znaczenia w tym momencie. Glenallachie chyba najbardziej „świeża” z całego zestawienia, niesamowicie pijalna o nieprzytłaczającym aromacie. Glendronach to już pełnoprawny single cask, który spokojnie może konkurować z rówieśnikami równoległych bottlingów dla największych tuz na rynku, dobra robota M&P! Podsumowując, jedyne czego niestety nie da się przeskoczyć w tego typu wypustach to niezbyt rozbudowany finisz, warto jednak je trochę podkręcić dając się im trochę napowietrzyć.