Dwa tygodnie temu zakończyła się szósta edycja Festiwalu Whisky Jastrzębia Góra 2019. Poniżej moje spostrzeżenia.

Jak co roku, niezmiennie od 3 lat staram się uczestniczyć w dwóch dniach imprezy i uważam, że jest to świetna okoliczność by zaplanować sobie weekend z rodziną nad morzem. Podczas tych trzech edycji nie zdarzyło mi się narzekać na aurę, a jeśli już wystąpił jakiś deszcz, to był to jedynie chwilowy kaprys pogodowy. Na wstępie taka mała wskazówka dla tych, którzy nigdy w Jastrzębiej nie byli, a spoglądając na Google Maps są przekonani, że od Domu Whisky do plaży jest max 20m. Otóż, do pokonania jest kilkadziesiąt schodów na plażę i jest to nie lada wyzwanie dla kobiet szczególnie z dziećmi w wózkach, dlatego zanim oddamy się festiwalowemu degustowaniu zadbajmy o to, aby nasi najbliżsi bezpiecznie dotarli na plażę.

Do sedna…

W piątek, dopiero po pracy mogłem wyruszyć na festiwal. Na miejscu zameldowałem się ok. godz. 19. Czasu co prawda niewiele, ale spokojnie wystarczyłoby dokładnie się rozejrzeć po stoiskach i spić kilka dramów. Pierwsze co przykuło moją uwagę to OGROM ludzi. Chyba jeszcze nigdy nie widziałem tutaj tylu osób. Były momenty, że przez plac główny trzeba było się przedzierać gęsiego. Jestem ciekawy czy organizator jest w stanie poszerzyć teren festiwalu? Wyprzedając wejściówki na miesiąc przed imprezą byłoby to ekonomicznie uzasadnione, jeśli natomiast chodzi mu po głowie podwyżka cen biletów w związku z tak dużym zainteresowaniem, to od razu uprzedzam – nie idźcie tą drogą 😀

Większej relokacji stoisk nie zauważyłem, co najwyżej u niektórych dało się zauważyć delikatny facelifting stanowiska. Na wejściu tradycyjnie Jameson. Tutaj praktycznie niezależna impreza: jest dj, jest luz, są nawet ciuchy do kupienia. Drugiego dnia odgrodzili się kotarami i podobno były nawet tańce na stołach, nie potwierdzam, nie zaprzeczam 🙂 Co do reszty gigantów to też raczej standardowo rozmieszczeni na placu, widać, że czują się na festiwalu świetnie, bo nie stronią od bezpłatnych dramów. Weźmy chociażby takiego Jacka Danielsa, który chyba rozbił bank dając do spróbowania 5 darmowych sampli (No.7, Honey, Fire, Rye, Gentleman Jack). Kto ile z tych kuponów wykorzystał to już inna historia, ale jakby nie liczyć, musiał być przygotowany na 6000-7000 osób z książeczkami w rękach.

Makers Mark z woskiem, Auchentoshan z emaliowanymi kubkami, Talisker w deszczu, tutaj nie będę się rozpisywał, bo to już stałe elementy festiwali. Bardzo skromne stoisko Clasic Malts, i albo przeoczyłem, albo nie było standu z  Diageo Special Release – szkoda. Cały czas także odnoszę wrażenie, że przy takim potencjale firmy Gordon & Macphail, AN.KA Wines mydli nam trochę oczy oficjalną ofertą. Może jakiś swój bootling? Albo do spróbowania coś z zaplecza magazynów? To byłoby coś! Wiem, wiem łatwo powiedzieć 😉

Co jeszcze na festiwalu?

Pernod Ricard i oferta Chivasów z 25yo i Ultis włącznie, a także Mizunara lub XV do spróbowania w kuponach. Brown Forman z Glendronachem 1993 spod lady (podobno), osobne stoisko CEDC z Balvenie, czy cieszące się ogromnym zainteresowaniem Laboratory od Glenmorangie i Ardbega to miły ukłon tych największych w stronę szczególnie początkujących festiwalowiczów.

No dobra, czas wziąć pod lupę to, co tygrysy lubią najbardziej, czyli nowości…

M&P z Glenallachie na czele. Tutaj oprócz świeżych wypustów po PX i Porto (brakowało jedynie trzeciej whisky z nowej serii, czyli Koval Rye Quarter Cask Wood Finish), były także do spróbowania próbki prosto z beczek dla nowych butelkowań pod szyldem M&P. Marsala 12yo, co tu dużo mówić – zrobiła mi piątek ?. Oprócz tego bardzo dobry Springbank 9yo Local Barley i przyjemna irlandka Writer’s Tears finiszowana 9 miesięcy w beczce po koniaku, naprawdę smaczna rzecz.

Kavalan. Bardzo bogata oferta solistów (Sherry, Porto, Fino, Amontillado, Manzanilla, PX, Ex-Burbon, ajjjj… tutaj mógłbym spędzić pół festiwalu). Obsługa raczej nie dbała o mililitry nalewanej whisky, spokojnie można było liczyć, że dostajemy 2 dramy w cenie jednego – „who cares” 😀

Prelekcje…

Uczestniczyłem tylko w jednym Masterclass, który wydawał mi się bardzo wartościowy i w istocie tak właśnie było. Mowa tu o Glenfiddich i rzadkich niebutelkowanych edycjach z premierą Gran Cru włącznie. Pięć naprawdę solidnych pozycji:

Glenfiddich 2005 peated sherry 58% (każdego roku, przez tydzień, przed czyszczeniem i konserwacją alembików produkowany jest tutaj torfowy destylat. Pierwsze skojarzenie miałem z Ledaigiem lub torfowym BenRiachem, więc torf raczej stonowany)

Glenfiddich 20yo Solera 57,5% (skoncentrowana 15’stka, świeża i intensywna)

Glenfiddich 1977 Refill Cask 58% (jeśli dobrze pamiętam to 2’nd fill po burbonie, 42 latka o niewyobrażalnej jak na ten rocznik mocy prawie 60%, a gładka jak aksamit. Jako ciekawostkę mogę dodać, że destylat, który trafił tutaj do beczki miał podobno 70%.)

Glenfiddich Grand Cru 55,3% (no może nie do końca Grand Cru, bo jako oficjalna wersja do dystrybucji trafi lub już trafiła wykastrowana 40%’owa wersja. Jest to chyba pierwsza whisky, której próbowałem o posmaku calvadosu 😀 Trąciło jabłkiem aż miło.)

Glenfiddich XX 1998 Sherry Cask 58,6% (najbardziej intensywna sherry z całego zestawienia. Pamiętacie pewnie, ale dla przypomnienia dodam, że w projekcie XX chodziło o to, aby każdy z 20 ambasadorów marki wybrał jedną beczkę z magazynu, by następnie je w odpowiednich proporcjach wymieszać i uzyskać coś wyjątkowego. Czy to się udało? Niech każdy odpowie sobie sam próbując standardowej wersji, ale to właśnie tę beczkę nr 21885 Struan Grant Ralph dołożył do tego projektu.)

 Niewątpliwie ten Masterclass był jedną z ciekawszych rzeczy na festiwalu.

Jak już jesteśmy przy bardziej wyszukanych pozycjach to trzeba wspomnieć, że Dom Whisky także wystawił się ze swoja ofertą. Była ona bardzo zbliżona do tej z zeszłego roku, i chociaż niektóre ceny mogły przyprawić o zawrót głowy, to szło wyszukać perełki nierujnujące portfela.

Trochę się zawiodłem, że Murray McDavid pojawił się z okrojoną ofertą. Po cichu liczyłem, że i w  tym roku będą ze swoimi nowymi selekcjami, no ale niestety chyba nie zdążyli z rozlewem.

To byłoby na tyle, poniżej relacja zdjęciowa. Wpis może trochę chaotyczny, ale odnoszę wrażenie, że taki też był festiwal w tym roku. Cheers!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.